W tym poście poopowiadam trochę o tym skąd wziął się u mnie makijażowy bakcyl, jak zmieniało się moje podejście do niego. Pokażę archiwalne zdjęcia :-) do których lubię powracać, bo widzę jaki postęp poczyniłam w kwestii wizerunku i malowania się. Cofnijmy się zatem do przeszłości...
Makijażem zaczęłam interesować się mniej więcej w wieku 17 lat. Był to czas liceum, kiedy przywiązywałam większą niż wcześniej uwagę do wyglądu. Uległam wtedy modzie na prostownicę i na dobrą sprawę przyjaźnię się z nią do dzisiaj (włosy niekoniecznie). Tak samo jak z prasowanym pudrem Rimmel Stay Matte, który towarzyszy mi właśnie od początku mojej przygody z makijażem :-) Zaczynałam właśnie z pudrem, korektorem i tuszem do rzęs. Nie chciałam, aby makijaż był widoczny, zależało mi na zakryciu niedoskonałości, ujednoliceniu koloru cery oraz wydłużeniu rzęs. Chodziłam do szkoły, więc i z tego względu nie chciałam zwracać na sobie uwagi nauczycielek :-D Z czasem te 3 kosmetyki przestawały mi wystarczać, więc w ruch poszły cienie do powiek. Moim pierwszym samodzielnie zakupionym cieniem do powiek był jasnoróżowy cień Inglota typu mono, sprzedawany wtedy jeszcze w drogeriach Natura. Dość szybko zauważyłam, że makijaż z użyciem tego cienia wcale mnie nie upiększał, a wręcz odwrotnie. Chodziło o to, że moje dość wypukłe powieki stawały się jeszcze bardziej wypukłe po zastosowaniu jasnego cienia, co nie wyglądało korzystnie. W ruch poszły więc kredki do oczu, którymi malowałam kreskę tuż przy linii rzęs. Taką metodę praktykowałam dosyć długo.
Podstawowym narzędziem pracy były palce - nakładałam nimi cienie, rozcierałam kredki. Z czasem odkryłam, że te cienie lepiej rozprowadzić nieco poza ruchomą powiekę. Zaczęłam bawić się kolorami, szukać tych unikatowych. Sporo natrudziłam się w poszukiwaniu czerwonego cienia do powiek. Pytane w drogeriach panie miały miny typu "zgłupłaś dziecko?", bo jak mantrę powtarzano, że czerwony nie nadaje się jako cień do powiek. Im bardziej ktoś był na nie, tym bardziej ja byłam na tak. W końcu znalazłam pewien substytut - prawie idealnie czerwony cień z Pierre Rene, który do dzisiaj gości w mojej kosmetyczce.
Dużym wsparciem, jeśli chodzi o zdobywanie wiedzy, okazał się Internet, a dokładniej publikacje makijaży krok po kroku na Snobka.pl. Odwiedzam ten portal w zasadzie od początku, gdy jeszcze Bukowina publikowała swoje prace, które robiły na mnie duże wrażenie. Chyba wtedy połknęłam prawdziwego bakcyla, efektem czego było dziubdzianie wieczorami przy oczach, zwykle tak, że jedno różniło się od drugiego :-)
Pewnym przełomem okazało się pojawienie paletki Sleek (większość kosmetyków "zapożyczałam" od starszej siostry, ta również do niej należała, pozdrawiam Aniu :-D), a co za tym idzie kosmetyku cudownie napigmentowanego, ale i sprawiającego problemy. Chodziło o to, że perłowe, czy z drobinami cienie o wiele łatwiej szło ze sobą połączyć, czy rozetrzeć, a tu nie dość, że kolor na powiece wyglądał tak samo jak w paletce to jeszcze pojawiły się te problematyczne cienie matowe. Nie ma zmiłuj, do akcji musiały wkroczyć w końcu pędzle :-)
Pędzle to było to, co diametralnie wpłynęło na jakość makijażu, choć nie powiem, początki bywały trudne. Bardzo długo moją zmorą było zadowalające roztarcie cienia ponad załamaniem powieki. Zależało mi na uzyskaniu stopniowo i równomiernie zanikającego koloru, a otrzymywałam nieładne plamy tu i tam.
Temat pędzli i dojścia do pożądanej wprawy wyczerpałam w tym poście LINK, dlatego nie będę się powtarzać i przywoływać dawnych frustracji ;-)
Makijażem zaczęłam interesować się mniej więcej w wieku 17 lat. Był to czas liceum, kiedy przywiązywałam większą niż wcześniej uwagę do wyglądu. Uległam wtedy modzie na prostownicę i na dobrą sprawę przyjaźnię się z nią do dzisiaj (włosy niekoniecznie). Tak samo jak z prasowanym pudrem Rimmel Stay Matte, który towarzyszy mi właśnie od początku mojej przygody z makijażem :-) Zaczynałam właśnie z pudrem, korektorem i tuszem do rzęs. Nie chciałam, aby makijaż był widoczny, zależało mi na zakryciu niedoskonałości, ujednoliceniu koloru cery oraz wydłużeniu rzęs. Chodziłam do szkoły, więc i z tego względu nie chciałam zwracać na sobie uwagi nauczycielek :-D Z czasem te 3 kosmetyki przestawały mi wystarczać, więc w ruch poszły cienie do powiek. Moim pierwszym samodzielnie zakupionym cieniem do powiek był jasnoróżowy cień Inglota typu mono, sprzedawany wtedy jeszcze w drogeriach Natura. Dość szybko zauważyłam, że makijaż z użyciem tego cienia wcale mnie nie upiększał, a wręcz odwrotnie. Chodziło o to, że moje dość wypukłe powieki stawały się jeszcze bardziej wypukłe po zastosowaniu jasnego cienia, co nie wyglądało korzystnie. W ruch poszły więc kredki do oczu, którymi malowałam kreskę tuż przy linii rzęs. Taką metodę praktykowałam dosyć długo.
Cień na ruchomej powiece + obrysowanie oka kredką to jeden z dawnych ulubieńców. 2007
Podstawowym narzędziem pracy były palce - nakładałam nimi cienie, rozcierałam kredki. Z czasem odkryłam, że te cienie lepiej rozprowadzić nieco poza ruchomą powiekę. Zaczęłam bawić się kolorami, szukać tych unikatowych. Sporo natrudziłam się w poszukiwaniu czerwonego cienia do powiek. Pytane w drogeriach panie miały miny typu "zgłupłaś dziecko?", bo jak mantrę powtarzano, że czerwony nie nadaje się jako cień do powiek. Im bardziej ktoś był na nie, tym bardziej ja byłam na tak. W końcu znalazłam pewien substytut - prawie idealnie czerwony cień z Pierre Rene, który do dzisiaj gości w mojej kosmetyczce.
Za czerwonym cieniem uganiałam się kiedyś baaaardzo długo :-) 2009
Dużym wsparciem, jeśli chodzi o zdobywanie wiedzy, okazał się Internet, a dokładniej publikacje makijaży krok po kroku na Snobka.pl. Odwiedzam ten portal w zasadzie od początku, gdy jeszcze Bukowina publikowała swoje prace, które robiły na mnie duże wrażenie. Chyba wtedy połknęłam prawdziwego bakcyla, efektem czego było dziubdzianie wieczorami przy oczach, zwykle tak, że jedno różniło się od drugiego :-)
Cień na ruchomej zaczyna nieśmiało wychodzić poza jej obszar. Próbuję też nowości kosmetycznych. 2009
Pewnym przełomem okazało się pojawienie paletki Sleek (większość kosmetyków "zapożyczałam" od starszej siostry, ta również do niej należała, pozdrawiam Aniu :-D), a co za tym idzie kosmetyku cudownie napigmentowanego, ale i sprawiającego problemy. Chodziło o to, że perłowe, czy z drobinami cienie o wiele łatwiej szło ze sobą połączyć, czy rozetrzeć, a tu nie dość, że kolor na powiece wyglądał tak samo jak w paletce to jeszcze pojawiły się te problematyczne cienie matowe. Nie ma zmiłuj, do akcji musiały wkroczyć w końcu pędzle :-)
Pędzle to było to, co diametralnie wpłynęło na jakość makijażu, choć nie powiem, początki bywały trudne. Bardzo długo moją zmorą było zadowalające roztarcie cienia ponad załamaniem powieki. Zależało mi na uzyskaniu stopniowo i równomiernie zanikającego koloru, a otrzymywałam nieładne plamy tu i tam.
Majstrowanie przy załamaniu powieki - pierwsze próby były ciężkie do przełknięcia. 2013
Temat pędzli i dojścia do pożądanej wprawy wyczerpałam w tym poście LINK, dlatego nie będę się powtarzać i przywoływać dawnych frustracji ;-)
O dziwo, moje braki w fachu nie były problemem dla innych, dlatego od początku trenowałam także i na znajomych.
Przygotowania do studniówki Maggie. Hair & chyba Nail (Tips) Artist - Muszek, Makeup Artist - ja. 2008
Dwa lub trzy kolory na powiece rozłożone w pionowych pasach to także mój dawny ulubieniec. 2009
Tu już nie tak dawno temu, ale w dalszym ciągu z pacynkami :-) 2012
Pierwsze sztuczne rzęsy na całym pasku oraz trening przed makijażem sylwestrowym. 2013
Wieczorne dziubanie przy oczach. 2013
Często zadawane mi są pytania o to, kiedy nauczyłam się malować. Jak widać zajęło mi to trochę czasu, niejeden wieczór spędziłam przy lusterku próbując nauczyć się malować równą kreskę, czy dobrze rozetrzeć cień. Na ten moment jestem jednak całkiem zadowolona ze swoich możliwości i podejrzewam, że już raczej nie będę rozwijać się w tej dziedzinie, bo zapał przeszedł na co innego. Makijaż traktuję jako odskocznię od codziennych obowiązków oraz pewien sposób na wykorzystanie bardziej artystycznych zdolności. Niemniej sprawia mi dużą przyjemność i cieszę się, gdy znajduję więcej czasu, aby podziubać przy oku :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o NIE pozostawianie adresów www w komentarzach - dziękuję :-)